– Co? Och. W mieście. To chyba nie jest takie ważne.
– Mam nadzieję, że Georgie albo J.T. nie mieli z tym nic wspólnego? Jeśli zabawiają się gdzieś bronią albo amunicją... – Nie! – wykrzyknęła Lucy. – Pół godziny temu znalazłam ten pocisk w mieście. Nie chciałam, żeby komuś stała się krzywda, więc zabrałam go ze sobą. Przyszło mi do głowy, że może niepotrzebnie panikuję. Rob lekko dotknął szarego, metalowego czubka. – Bardzo dobrze zrobiłaś. Ktoś zachował się wyjątkowo nieostrożnie. Lucy, chcesz, żebym się go pozbył? – Proszę cię. – Zrób coś dla mnie, dobrze? Sprawdź pokój J.T. Ja poszukam u Georgiego. Jeśli coś znajdę, dam ci znać, a ty mnie. Nie trzymam w domu broni i wiem, że ty też nie, ale to nie byłby pierwszy wypadek, gdy dwunastoletni chłopcy... ile dać do koperty na wesele – To nie był J.T. ani Georgie. Rob spojrzał jej prosto w oczy. – Jeśli ty nie przeszukasz pokoju J.T., to ja to zrobię. Lucy skinęła głową. – Masz rację. Sprawdzę. – W piwnicy też sprawdź. Ja w tym wieku omal nie wyleciałem w powietrze przy zabawach z prochem strzelniczym. Odmiany jabłek – Nie mam w domu prochu... – Lucy! – Dobrze już, dobrze – westchnęła. Rob patrzył na nią w milczeniu. Znała go od samego początku swojego pobytu w Vermoncie. On i jego sympatyczna żona, Patti, byli tutaj jej najbliższymi przyjaciółmi. Georgie i J.T. stali się nierozłączni. Nic jednak nie wspomniała o niedawnych wydarzeniach , tylko powiedziała: – Po prostu pozbądź się tej kuli, dobrze? – Jasne – odrzekł, krzyżując ręce na piersi. Wiedziała, co myślał Rob. Każdy na jego miejscu uznałby, że Lucy po prostu znalazła się na skraju wyczerpania nerwowego, przytłoczona przez szybko rozwijającą się firmę, wdowieństwo, samotne macierzyństwo i zbliżający się wyjazd na zachód. Wiedziała jednak, że Rob nie lubi wtrącać się nieproszony w cudze sprawy i skorzystała z tej jego cechy. – Przepraszam cię, ale chyba za bardzo się tym przejęłam. Jestem trochę zdenerwowana z powodu wyjazdu. Dasz sobie radę ze wszystkim? – Przecież to było wyraźnie napisane w moim podaniu o pracę. ,,Kandydat umie dawać sobie radę ze wszystkim’’. Jego uśmiechnie rozjaśnił oczu, Lucy jednak udała, że tego nie dostrzegła. – Rob, co ja bym bez ciebie zrobiła? – zapytała z uśmiechem. Kreta – Zbankrutowałabyś – odrzekł bez wahania. Zaśmiała się z ulgą, zadowolona, że pocisk nie ciąży jej już w kieszeni. Te przypadki na pewno nie miały ze sobą żadnego związku. Przecież nie było nikogo, kto mógłby mieć jakikolwiek powód, by knuć spisek przeciwko niej. Zostawiła Roba nad komputerem i wyszła ze stodoły. – Zrobiłam lemoniadę! – zawołała Madison z werandy. Dziewczyna dopiero od kilku miesięcy pałała niechęcią do Vermontu. Wcześniej bardzo jej się tu podobało. Lucy weszła