tłumiąc wesołość. Ledwie się opanowała, by nie uśmiechnąć
się od ucha do ucha. - Mogę odwzajemnić ten komplement - odparł pogodnie Tanner. - W porządku. - Shey z udaną nonszalancją wzruszyła ramionami. - Chcesz, to chodź ze mną. - Dokąd idziemy? - Do biblioteki. To niedaleko. Po drugiej stronie portu. - Umówiłaś się w bibliotece? - zapytał z niedowierzaniem Tanner. - Jak w każdą sobotę - odparła Shey. Tanner wyraźnie czekał, że jeszcze coś doda. Shey westchnęła. - Spotykam się tam z Lawrence`em. - I co wy tam robicie co sobota? Sport - Nie wiesz, co się zwykle robi w bibliotece? - spytała z przekąsem. - Chyba w twoim kraju są jakieś biblioteki? Prawda! Jakże mogłam zapomnieć! Jako książę zapewne wyręczasz się innymi. Gdy ci czegoś potrzeba, po prostu rozkazujesz, a przynoszą ci wszystko na tacy. - Spotykacie się tam i czytacie książki? To chciałaś powiedzieć? - Bingo. ile dać do koperty na wesele - Zaraz, coś mi tu nie gra. Najpierw całujesz mnie tak, jakby świat miał za moment się skończyć, potem nagle odchodzisz, zostawiasz swój motor i idziesz kilometr czy dalej do biblioteki, by spotkać się tam z kimś na czytanie? - Mniej więcej. - Wyjaśnij mi to! - rozkazał władczym tonem. Pewnie nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby nie spełnić jego rozkazu. Ale tym razem się pomylił! Nie z nią takie numery! Shey roześmiała się w głos. - Nie bądź taki książę! Nie jestem twoją poddaną. - Nawet gdybyś była, pewnie byś nie posłuchała - podsumował z irytacją. - Zgadłeś. Nie jestem z tych, co lubią się podporządkowywać. - A jeśli poproszę? - Tanner zmienił taktykę. - Shey, złotko, mogłabyś mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego co sobota umawiasz się z jakimś facetem w bibliotece na czytanie książek? Shey westchnęła ciężko. - Lawrence był w pewnym sensie analfabetą. Umiał się podpisać i przesylabizować podstawowe słowa, ale czytanie, nawet gazet, przekraczało jego możliwości. Spotykam się z nim raz na tydzień, pomagam mu wprawiać się w czytaniu. Jeśli nadal zamierzasz za mną iść, to z góry uprzedzam, Odmiany jabłek że nie pozwolę, byś sobie z niego żartował. - Jak możesz tak myśleć? Miałbym nabijać się z kogoś, kto stara się wyjść na prostą? - obruszył się Tanner. Shey wiedziała, że tym razem nieco się zagalopowała. Potrząsnęła głową. - Nie, na pewno byś tego nie zrobił. Przepraszam. - Dzięki... przynajmniej za to. - No to już teraz wiesz wszystko - podsumowała. - Możesz sobie iść. - Nie mógłbym na ciebie poczekać? Potem odprowadziłbym