– Uwierz mi, nie mam na to najmniejszej ochoty. – Rozłączyła się i wjechała na parking

  • Brygida

– Uwierz mi, nie mam na to najmniejszej ochoty. – Rozłączyła się i wjechała na parking

14 August 2022 by Brygida

przed swoim apartamentowcem, niedaleko kampusu. Kiedyś była to elegancka rezydencja, dzisiaj podzielono ją na małe mieszkanka dla studentów. Mieszkała tu z kotem i czasami z Jayem, jeśli akurat wykładał kryminologię. Wtedy zatrzymywał się u niej. Większość czasu mieszkał w Nowym Orleanie, gdzie pracował w laboratorium kryminalistyki. W grudniu wezmą ślub, a gdy Kristi skończy studia, zamieszkają na stałe w Nowym Orleanie. Oby do tego czasu skończyła pisać swoją pierwszą książkę, powieść kryminalną opartą na faktach. Ale najpierw ojciec. Co on wyprawia? Myślała o tym, wyjmując z bagażnika torbę z zakupami. Wbiegła na trzecie piętro. Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do O1ivii, macochy, ale między nimi nie zawsze się układało. Lepiej będzie porozmawiać w cztery oczy, tylko kiedy? Skończyła właśnie układać w zamrażalniku tanie niskokaloryczne gotowe dania obiadowe, gdy zobaczyła kota za oknem. Czarny cień wślizgnął się do środka i pozwolił pogłaskać. W tym momencie rozdzwonił się telefon. Odmiany jabłek – Halo? – rzuciła do słuchawki. Houdini zeskoczył z jej kolan. – Cześć, Kristi. Tu O1ivia. Bomba. – Cześć. – Jak w szkole? O co chodzi? O1ivia nigdy do niej nie dzwoniła. – Dobrze – odparła z wahaniem. – A jak tam ślub? Sprawdź sprzedaż apartamentów kolobrzeg u nas! – Wszystko przygotowane. – Kristi odsunęła nogą krzesło i usiadła. – A u ciebie? – W porządku. Dobra, dość bzdur. – Więc dlaczego ojciec jest w Los Angeles? – Właśnie o to chodzi. Nie mogę powiedzieć – przyznała O1ivia. – Ale wygląda na to, że musiał pojechać. – Na chwilę umilkła, jakby odwracała głowę od słuchawki. Serce Kristi biło coraz szybciej i wiedziała już, co zaraz usłyszy: ojciec i Olivia się rozwodzą. – Nie powiedział ci? – Nic a nic, tylko jakieś bzdury o dawnych sprawach i że wkrótce wróci. Nie trzymało się kupy, jestem ciekawa, co się dzieje. Czy to coś między wami? Cisza. Zero odpowiedzi. Kristi zrobiło się zimno. – Twój ojciec... Od wypadku bardzo się męczy. Nie może usiedzieć w domu, więc chyba chciał... spojrzeć na wszystko perspektywy, z dystansu... przemyśleć pewne sprawy. – Jakie sprawy? – zapytała Kristi ostrożnie. Wyczuwała w tej rozmowie jeszcze inne, głębsze znaczenie, ale go nie rozumiała. – Nie wiem do końca. Wątpię nawet, czy on wie, ale kiedy już zrozumie, na pewno nam powie. – Nie byłabym taka pewna. – W każdym razie zadzwoniłam, bo pomyślałam, że mogłybyśmy się kiedyś umówić na kolację ? Albo na kawę? Następnym razem, kiedy będziesz w Nowym Orleanie? – Jasne. – Nie pierwszy raz O1ivia usiłowała zmniejszyć dzielący je dystans, ale zazwyczaj uczestniczył w tym także ojciec. To coś nowego. – Będę w mieście mniej więcej za tydzień. – Więc się umówmy. Jeśli Bentz wróci, dołączy do nas. Może. – Umilkła na chwilę. – A Mapa pandemii na świecie może nie. – Jasne. Kristi się rozłączyła. Jeśli Bentz wróci, powiedziała Olivia. Więc ona też nic nie wie. Kristi bardzo się to nie podobało. Nie wiadomo, w co się wpakował ojciec, ale z pewnością nie jest to nic dobrego. Po długim dniu na uczelni Laney Springer z ulgą cisnęła plecak na mały stoliczek, stanowiący wkład jednej ze współlokatorek do wspólnego mieszkania. Boże, co za dzień! Zaczęło się od śmiertelnie nudnego wykładu profesora Williamsa o wojnie w Korei. Nie pamiętała już, dlaczego uznała, że „Historia współczesna: amerykańska polityka zagraniczna w XX wieku” stanowi wartościowe uzupełnienie jej planu zajęć. Na szczęście semestr już się

Posted in: Bez kategorii Tagged: żona perepeczki, kucyk na czubku głowy, obcięcie włosów do ramion,

Najczęściej czytane:

Nic nie mów, idioto, bierz ją na ręce i nieś do sypialni!

Nie! W ten sposób wyrządzi jej krzywdę, a za nic w świecie nie chciałby tego zrobić. Musi znaleźć się z dala od niej, bo inaczej... - Wyjeżdżam. Natychmiast - powiedział po chwili nieswoim głosem. Jej uśmiech zgasł w ułamku sekundy. ... [Read more...]

to, jak sądzę, daje mi prawo do informacji, czy Billy z tego wyjdzie. - Nie obchodzi mnie pana brak kultury. - Ale zapewne obchodzi panią pani praca, a jeśli tak, lepiej niech mi pani udzieli jakiejś informacji, i to szybko. Kobieta zesztywniała. - Pacjent zostanie przetransportowany helikopterem do szpitala urazowego w Nowym Orleanie - powiedziała, ledwo poruszając wargami. - To wszystko, co mi wiadomo. Beck odwrócił się, słysząc za plecami nagłe zamieszanie. Do poczekalni weszła kobieta, popychając przed sobą piątkę dzieci. Wszyscy byli bosi, w piżamach, z twarzami pobladłymi ze strachu. Jedno z dzieci, zaledwie kilkuletnie, trzymało pod pachą jednookiego misia. Kobieta była na skraju histerii. - Fred! - zawołała, gdy brygadzista podniósł się na jej przywitanie. Widząc krew na jego ubraniu, krzyknęła głośno i opadła na kolana. - Powiedz, że on żyje. Błagam cię, powiedz mi, że wciąż żyje. Mężczyźni pospieszyli kobiecie z pomocą. Podnieśli ją z podłogi i posadzili na krześle. - Billy żyje - zapewnił Fred - ale jest ciężko ranny, Alicia. Dzieci były niezwykle przygnębione, prawdopodobnie udzielił im się histeryczny nastrój matki. - Chcę go zobaczyć - rzuciła gorączkowo. - Mogę go zobaczyć? - Jeszcze nie teraz. Zajmują się nim i nie pozwalają tam nikomu wejść. Decluette próbował wyjaśnić Alicii, co się stało, i jednocześnie jakoś ją uspokoić. Jego głos z trudem przedzierał się przez jej głośne zawodzenie. Beck spojrzał na pielęgniarkę, która przyglądała się tej scenie z obojętnością. - Nie mogłaby jej pani dać czegoś na uspokojenie? - spytał. - Nie bez zgody lekarza. - To może pójdzie pani o nią poprosić - wycedził. Pielęgniarka, pokorniejąc ruszyła się zza biurka. - Prawe ramię?! - wrzasnęła nagle żona Billy'ego. - Przecież on jest praworęczny. O Boże, co my teraz zrobimy! Beck podszedł do nich. Widząc go, Alicia natychmiast przestała płakać, jakby ktoś pstryknął przełącznik. Mężczyźni się rozstąpili, pozwalając Beckowi podejść bliżej. - Pani Paulik, nazywam się Beck Merchant. To, co przytrafiło się Billy'emu, jest prawdziwą tragedią, ale chciałbym panią zapewnić, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc w tej trudnej sytuacji pani i pani rodzinie. Powiedziano mi, że Billy zostanie przetransportowany helikopterem do szpitala urazowego w Nowym Orleanie, gdzie otrzyma najlepszą specjalistyczną opiekę medyczną. Jestem przekonany, że już w tej chwili zbiera się tam ekipa chirurgów, ortopedów i tak dalej. Mam nadzieję, że uda się ocalić jego ramię. Ci lekarze potrafią czynić cuda, nawet w tak poważnych przypadkach jak Billy'ego. Alicia wpatrywała się w jego twarz obojętnie, bez słowa. Beck pomyślał, że może również jest w szoku. Spojrzał na piątkę dzieci. Mała dziewczynka z misiem ssała kciuk, wpatrując się w Becka sponad małej piąstki. Pozostała czwórka przyglądała się mu ponuro. Najstarszy chłopiec miał tyle lat, ile Beck, gdy umarł jego ojciec. Stał nieco na uboczu, patrząc nieufnie, niemal wrogo. Beck rozpoznał w tym spojrzeniu podejrzliwość w stosunku do każdego, kto obiecywał, że wszystko będzie w porządku, gdy najwyraźniej było wręcz przeciwnie. Spojrzał znowu na matkę chłopca. Wyschnięte łzy pozostawiły słone ślady na jej pulchnych policzkach. ...

- Zorganizuję dla pani transport do Nowego Orleanu i mieszkanie w pobliżu szpitala, by mogła pani przebywać blisko męża. Jeżeli potrzebuje pani dodatkowej opieki nad dziećmi, zapewnimy ją. Najlepiej będzie, jeżeli jak najszybciej wypełni pani formularz ubezpieczeniowy o zwrot pieniędzy. Może też pani poprosić, żeby zrobił to za panią ktoś z działu zatrudnienia. Do tego czasu nie chciałbym, aby musiała pani płacić ze swojego własnego budżetu. - Z kieszeni spodni wyciągnął portfel. - Oto dwieście dolarów na pokrycie wszystkich bieżących wydatków oraz wizytówka. Zapisałem na jej odwrocie numer mojego telefonu komórkowego. Proszę dzwonić, kiedy tylko uzna pani za stosowne. Jestem tu, żeby pani pomóc. Alicia wzięła od niego dwa studolarowe banknoty oraz wizytówkę, przedarła je na pół i rzuciła na podłogę. - Alicia! Zaskoczony Fred rzucił się naprzód. Beck uniósł rękę, powstrzymując go. - Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? - wysyczała żona Paulika. - Odwalasz za Hoyle'ów brudną robotę, prawda? Tak, słyszałam o tobie. Gdyby ci kazali, wylizałbyś im tyłki. Przyszedłeś tu, żeby zamachać mi przed oczami pieniędzmi i naopowiadać różnych głupot o tym, jak to ułatwisz życie Billy'emu. Tymczasem chcesz się tylko upewnić, że Hoyle'owie nie zostaną pozwani i opisani w gazetach. Nieprawdaż, panie Merchant? Ale ja mam was w dupie. Nie zamierzam wypełniać żadnego formularza ani przyjmować waszej cholernej, śmierdzącej jałmużny. Nie możesz kupić mojego sumienia, a już na pewno nie moje milczenie. Zapamiętaj to sobie, panie Złotousty Dupowłazie z pięknym uśmiechem. Zapisz to sobie w głowie krwią mojego Billy'ego. Zamierzam opowiedzieć wszem i wobec, głośno i wyraźnie o tym, co się dzieje w waszej śmierdzącej fabryce. Hoyle'owie i ty dostaniecie za swoje. Poczekajcie tylko. - I z tymi słowy plunęła mu w twarz. - Dzwoniłeś do mnie? - Chris, gdzie jesteś, do cholery? - W restauracji. - Zaraz tam będę. Zamów kawę. Kiedy zadzwonił Chris, Beck właśnie wyjeżdżał ze szpitala. Kierował się w stronę domu, ale teraz zawrócił i kilka minut później pojawił się w barze. - Szykuję ci świeżo parzoną kawę, Beck - zawołała kelnerka, gdy wszedł do środka. - Daj mi dwie minuty. - Jesteś aniołem. - Jasne, jasne. Wszyscy tak mówią. Beck usiadł przy stoliku, przy którym czekał Chris, oparł łokcie o blat i ze znużeniem potarł twarz dłońmi. - Czy ten dzień nigdy się nie skończy? - rzucił. - Właśnie dzwoniłem na oddział intensywnej terapii. Huff śpi jak niemowlę, jego serce pracuje jak szwajcarski zegarek. O co chodzi z tym nagłym wypadkiem? - Dlaczego wyłączyłeś telefon? - Nie wyłączyłem, tylko przełączyłem na tryb wibrujący. Problem w tym, że nie miałem komórki przy sobie. - Chris uśmiechnął się leniwie. - Gdy dżentelmen odwiedza damę w łóżku, zdejmuje nie tylko buty, ale całe ubranie. Matka cię tego nie nauczyła? - Billy'emu Paulikowi oderwało ramię. Uśmiech Chrisa zrzedł. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie w milczeniu, gdy kelnerka nalewała świeżą kawę Chrisowi i napełniła filiżankę Becka. - Chcesz coś zjeść, Beck? - spytała. - Nie, dziękuję. Wyczuwając poważny nastrój, kelnerka uznała, że dalsze zagadywanie będzie nie na miejscu i zostawiła ich w spokoju. - Wypadek przy pracy, jak rozumiem? - upewnił się Chris. Beck skinął ponuro głową. - Jezu. Do tego wszystkiego jeszcze i to. - Dlatego czuję się, jakby ten dzień trwał w nieskończoność. - Beck opowiedział Chrisowi, co się wydarzyło, i zapoznał go z najnowszymi wiadomościami. - Helikopter odleciał pięć minut przed twoim telefonem. Nie chcieli zabrać jego żony. Szwagier wiezie ją właśnie do Nowego Orleanu samochodem, - Nie wspomniał o incydencie z pluciem. Co by zyskał, sprawiając, że Chris będzie negatywnie nastawiony do pani Paulik? Nie chciał tego, bo rozumiał powodujący kobietą strach i gniew. Mimo zdenerwowania, zdawała sobie sprawę z nieodwracalności tego wydarzenia. Jej mąż może nie przeżyć wypadku, jeżeli zaś uda mu się wymknąć śmierci, nigdy już nie będzie taki jak przedtem. Przyszłość finansowa całej rodziny była zagrożona. Dzisiejsza noc na zawsze zmieniła ich życie. Nie dziwota, że Alicia Paulik czuła głęboką pogardę do frazesów, gotówki i tego, kto jej to zaoferował. Z największą godnością, na jaką było go wtedy stać, pozbierał się, otarł twarz chusteczką i odsunął się od pani Paulik oraz jej dzieci. Fred Decluette był przerażony jej zachowaniem. - Nie musisz mnie za nią przepraszać - powiedział Beck, gdy tamten, jąkając się, zaczął usprawiedliwiać kobietę. - Jest przerażona i zdenerwowana. - Chciałem tylko powiedzieć, że nie wszyscy podzielają jej opinię, panie Merchant. Nie chciałbym, by pan Hoyle myślał, że nie jesteśmy wdzięczni za jego hojność w takich wypadkach. Beck zapewnił zdenerwowanego brygadzistę, że zapomni o incydencie. Dlatego teraz nie wspomniał o niczym Chrisowi. - Billy przejdzie operację, ale lekarz z pogotowia powiedział mi, że ramię było tak zmasakrowane, iż ponowne jego przyszycie i przywrócenie choć części sprawności wymagałoby boskiej interwencji. Orzekł, że byłoby lepiej dla Billy'ego, gdyby wcale nie próbowali - przerwał, żeby napić się kawy. Spojrzał na wchodzącego właśnie do baru gościa. To był Klaps Watkins. Miał w sobie tę samą wojowniczą arogancję, co zeszłej nocy. - Mieszka tutaj, czy co? - spytał. Przyglądał się Klapsowi, który zatrzymał się tuż przy drzwiach i rozejrzał dookoła. Widząc Becka i Chrisa, cofnął się nieznacznie, jakby zaskoczył go ich widok. - No, no. Klaps Watkins - powiedział Chris leniwie. - Dawno cię nie widziałem. Jak było w więzieniu? Klaps obdarzył każdego z nich spojrzeniem i rzucił w stronę Chrisa: - Wszystko jest lepsze od pracy w waszej odlewni. - Skoro tak, to chyba dobrze, że mój brat cię nie zatrudnił. - Skoro już mowa o twoim bracie... - Uśmiech na twarzy Watkinsa przyprawił Becka o gęsią skórkę. - Założę się, że Danny już nieźle dojrzał. - Podnosząc głowę, Klaps zaczął węszyć. - Tak, wyraźnie czuję smród jego trupa. Chris uczynił gest, jakby chciał wstać od stolika i zaatakować Watkinsa, ale Beck położył mu dłoń na ramieniu. - Powiedział to, żeby cię sprowokować. Zostaw go. - Dobra rada, panie Merchant - wycedził Watkins. Utkwiwszy wzrok w Becku, uśmiechnął się lubieżnie. - Zajrzałeś już między nogi jego siostry? Rzeczywiście jest taka świetna w te klocki, na jaką wygląda? Jakimś nadludzkim wysiłkiem woli Beck zdołał pozostać na miejscu. Zza lady wychynęła kelnerka i podeszła do Klapsa. - Nie będę tolerowała w tym lokalu takiej brudnej gadaniny. Jeśli chcesz coś zjeść i wypić, zajmij miejsce przy stole. - Wręczyła mu kartę dań. Klaps odepchnął jej rękę. - Nie chcę niczego do jedzenia ani do picia. - Wobec tego po co tu przyszedłeś? - Nie twoja sprawa, ale i tak ci powiem. Miałem się tu spotkać ze znajomym, w interesach. Kelnerka nie wydawała się onieśmielona. Oparła ręce na biodrach i zmierzyła wzrokiem Watkinsa, jego brudne niebieskie dżinsy, poszarpany podkoszulek odsłaniający ramiona, na których widniał szereg tatuaży, większość z nich dość niecenzuralnych, niektóre wręcz obsceniczne. Prawie wszystkie wyglądały na dzieło amatora. - Nie zauważyłam, żebyś był ubrany jak na oficjalne spotkanie biznesowe - powiedziała. - A my nie wynajmujemy tego lokalu jako darmowe pomieszczenie biurowe. Zamawiasz coś albo wychodzisz. - Dobry pomysł - skomentował kwaśno Chris. Klaps spojrzał na nich ze złością. - Banda pedałów - rzucił. - Nie wiem nawet, który z was jest dziwką. Z tymi słowy odwrócił się i wyszedł z baru. Obserwowali przez okno, jak gramoli się na motocykl i wyjeżdża na pełnym gazie z parkingu. - Mówiłem ci, Beck, że Klaps oznacza kłopoty - burknął Chris. - Nie trzeba będzie na nie długo czekać. - Może już nie musimy czekać. Słyszałeś, co powiedział o fabryce. Widziałeś, jak zareagował, kiedy wspomniałem o Dannym? Stracił nieco pewności siebie, tylko odrobinę i na ułamek sekundy. Myślę, że powinniśmy o tym porozmawiać z Rudym. - W porządku. Jutro. Teraz mamy jednak poważniejszy problem. Myślisz, że powinniśmy odczekać ze dwa dni, zanim powiemy Huffowi? - O Watkinsie? - O Billym Pauliku - powiedział Beck niecierpliwie. - Dziś w nocy w waszej odlewni człowiek został poważnie okaleczony. Na całe życie. Pracował dla Hoyle Enterprises od siedemnastego roku życia. Co teraz zrobi? - Nie wiem. Dlaczego się na mnie złościsz? To nie ja wsadziłem mu ramię do tej maszyny. Skoro pracował dla nas od tylu lat, powinien doskonale zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw i bardziej uważać na to, co robi. - Billy próbował dokonać jakiejś drobnej naprawy podczas pracy podajnika. - Wziął na siebie ryzyko, chociaż nie miał kwalifikacji do wykonania reperacji. - Dlatego że musiał to zrobić. Myślał przede wszystkim o produkcji, nie o bezpieczeństwie, bo tak kazano mu rozumować. Tę maszynę należało wyłączyć, zanim ktokolwiek się do niej dotknął. - Powiedz to George'owi Robsonowi. To on jest kierownikiem działu BHP i ustala kryteria, według których decyduje się, czy dana maszyna powinna zostać wyłączona. - George robi tylko to, co każecie mu ty i Huff. Chris oparł się o ściankę działową i popatrzył uważnie na Becka. - Po czyjej stronie stoisz? ... [Read more...]

Dopłaty do węgla

Mały Książę siedział bez ruchu, aby nie spłoszyć ptaka.

- Czy jesteś prawdziwy? - spytał Gołąb Podróżnik. - Przecież mnie widzisz - odparł Mały Książę. - To jeszcze o niczym nie świadczy - stwierdził chłodno Gołąb Podróżnik. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:

sprzedaż mieszkań Kołobrzeg
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.miw.szczecin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste